Czy bezpłatna uczelnia naprawdę jest bezpłatna?
Kiedy młody człowiek dostanie się na publiczną uczelnię, może mówić o sporym osiągnięciu. Jeśli podejmie naukę w trybie stacjonarnym, nie musi się też martwić o kwestie finansowe, związane z edukacją – teoretycznie, bo w praktyce jednak wygląda to nieco inaczej. Student dzienny, w przeciwieństwie do kolegów, uczących się w trybie zaocznym lub tych, którzy poszli do placówek niepaństwowych, rzeczywiście nie musi opłacać czesnego za kolejne lata wybranego kierunku. Nie jest za to zwolniony z innych opłat, które musi uiszczać w trakcie trwania edukacji.
Na samym początku trzeba liczyć się z wpłatą za wydanie indywidualnej legitymacji studenckiej (obecnie większość uczelni dysponuje wersjami elektronicznymi, więc ich cena oscyluje w okolicach dwudziestu złotych). Później, na wielu kierunkach, jeśli chce się zrobić dodatkową specjalizację, należy wpłacić na konto uczelni odpowiednią kwotę, ustaloną w regulaminie studiów. To samo tyczy się nadprogramowych punktów ECTS, które student zdobywa podczas zaliczania konkretnych przedmiotów (także tych fakultatywnych). Oczywiście, do tego wszystkiego dochodzą opłaty za powtarzanie przedmiotu czy tryb warunkowy.
Co więcej, dyplomu ukończenia studiów nawet wzorowy student nie otrzyma za darmo – by dostać dokument, potwierdzający swoje wykształcenie, musi wyłożyć kilkadziesiąt złotych.